„Myślnik. Słowo jako materia sztuki” to wystawa przedstawiająca działania językowe – pracę „w słowie” – polskich artystów i artystek sztuk wizualnych XX i XXI w., od futuryzmu, poprzez poezję konkretną i mail art, po instalacje i akcje współczesne. Prace Brunona Jasieńskiego, Andrzeja Partuma, Ewy Partum, Zbigniewa Warpechowskiego, Janusza Byszewskiego, Grupy Twożywo, Katarzyny Józefowicz, Cezarego Bodzianowskiego czy Wilhelma Sasnala można było oglądać w warszawskim Muzeum Literatury od 7 września do 31 grudnia 2023 roku. Zgodnie z zamysłem kuratorek wystawy, Anny Lebensztejn i Karoliny Vyšaty, tytułowy myślnik biegł od znaku językowego do znaku graficznego, wskazując na różne funkcje słowa w sztukach wizualnych. Z jednej strony słowo to materia intelektualna sztuki: korespondencja między artystami („Biuro Poezji” Andrzeja Partuma), manifest („Jednodńuwka futurystów” Brunona Jasieńskiego), instrukcja dla odbiorcy-współtwórcy dzieła („Muzeum w drodze” Janusza Byszewskiego). Z drugiej strony to materia-tworzywo, z której powstaje obiekt sztuki – obraz, rzeźba, instalacja („Między słowami” Katarzyny Józefowicz).
Kierunek relacji ustanowionej przez myślnik można jednak odwrócić i, ujmując rzecz językoznawczo, spojrzeć na sztukę jako nośnik słowa. Myślnik prowadzi wówczas do pytania, jak na odbiór słowa wpływa uczynienie go obiektem działań artystycznych. Istotę tej relacji najlepiej chyba oddaje formuła, za pomocą której Roman Jakobson definiował funkcję poetycką języka: „wysunięcie wyczuwalności znaku” [R. Jakobson, Poetyka w świetle językoznawstwa, „Pamiętnik Literacki”, 51/2, 1960, s. 439]. Sam przedmiot badań poetyki Jakobson utożsamiał zresztą z zagadnieniem, „co przekształca komunikat językowy w dzieło sztuki” [op. cit., s. 431]. Podobnie jak dzieło poetyckie dzieło sztuki wizualnej przynosi efekt skupienia uwagi odbiorcy na samym słowie, które przestaje być przezroczystym nośnikiem treści. Umieszczenie go w nowym kontekście, czy będzie to nowa przestrzeń, nowy materiał czy nowa forma, na przykład ortograficzna, wyzwala je z codziennego użycia, pozwalając zaistnieć w refleksji odbiorcy.
Zatrzymam się na chwilę przy trzech pracach, z których każda eksponuje słowo na swój sposób, a jednocześnie inspiruje – choć jest to odczytanie subiektywne – do rozważań nad współczesnymi praktykami językowymi.
Ewa Partum, Active Poetry. Poem by Ewa (1971)
W poezji aktywnej Ewy Partum akt twórczy polega na rozsypywaniu w przestrzeni liter alfabetu. W filmie z 1971 r. przestrzenią tą są żywioły: ziemia, powietrze, woda. Kolejne ujęcia pokazują artystkę na leśnej polanie, na wzniesieniu, nad brzegiem morza. Rozsypane przez nią litery układają się w przypadkowy wzór na ziemi wokół młodego drzewa, opadają w dół zbocza niesione przez wiatr, dryfują na powierzchni wody, zanim morze nie wyrzuci ich z powrotem na mokry piasek. Ujęcia plenerowe rozdziela kadr przedstawiający dłoń wertującą słownik.
Gest artystki jest zwykle interpretowany w kategoriach feministycznych jako dekonstrukcja języka, wyrażającego męski porządek kultury, w konfrontacji z kobiecą siłą żywiołów. Normom językowym ujętym w słowniku przeciwstawiona jest swoboda liter niesionych przez wiatr, wodę i przypadek. Znaczący jest jednak brak ognia wśród pokazanych w filmie żywiołów. Celem akcji nie jest destrukcja języka, ale jego dekonstrukcja, pozostawiająca miejsca na jego twórczą rekonstrukcję. Na działalność poetycką Ewy Partum można bowiem spojrzeć także z perspektywy współczesnej ekopoetyki, przesuwając akcent na jej osadzenie w relacji między człowiekiem a naturą. Poemat Ewy powstaje w symbiozie między nią a środowiskiem naturalnym. W ruchu dłoni artystki można dostrzec gest siewczyni, która rozrzuca ziarno liter. Czy wyrośnie z nich nowy język, mniej antropocentryczny?
[Film można obejrzeć na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie]
Cezary Bodzianowski, Atrament sympatyczny (2003)
Atrament sympatyczny to cykl piętnastu obrazów, które istnieją tylko jako swoje opisy oraz, w chwili lektury, wytwór wyobraźni odbiorcy. Niewielkie oprawione prace przedstawiają starannie wykaligrafowane teksty. Na przykład: „Na ciemnym, prawie czarnym tle, esowatą linią pnie się ku górze giętka łodyga malwy. Drobne listki oplatają się niczym bluszcz wokół łodygi. Sam kwiat zwrócony wyraźnie w lewo równoważy całość kompozycji”. Albo: „Bardzo oszczędna w wyrazie praca przedstawia sitko umieszczone na jasnym tle. Do sitka możemy mówić ile chcemy. Dopiero po piętnastu minutach z obrazu przemawia głos bardzo uprzejmy: Thank you”. Tytułową metaforę atramentu sympatycznego można więc odnieść zarówno do aktu wyłaniania się spod słownego opisu wyobrażonego obrazu, jak i do ulotności tego ostatniego, który pojawia się i znika w wyobraźni czytelnika-widza.
Pracę Cezarego Bodzianowskiego można rozważać z punktu widzenia relacji między twórcą, dziełem i odbiorcą, ale także relacji między słowem a obrazem. Ten drugi aspekt dobrze ilustruje przytoczony powyżej opis sitka rozmawiającego z widzem. Okazuje się, że za pomocą języka można wpisać w obraz czas, dźwięk i zapewne każdy paradoks, który przyjdzie do głowy autorowi opisu. Cykl Atrament sympatyczny można włączyć zarówno w dawną dyskusję o korespondencji sztuk, jak i we współczesną debatę na temat obrazów generowanych przez sztuczną inteligencję. Opisy obrazów Bodzianowskiego to przecież swego rodzaju wyrafinowane prompty, polecenia dla czytelnika-widza, według których żywa inteligencja, podobnie jak sztuczna, kreuje obraz. Która wyobrazi sobie więcej? Kto jest w tym przypadku twórcą dzieła: autor czy wykonawca poleceń?
[Przykładowe obrazy z cyklu Atrament sympatyczny można obejrzeć na stronie Zachęty oraz Muzeum Sztuki w Łodzi]
Janusz Byszewski, Muzeum w drodze. Sytuacja 1. Słowo za słowo (od 2012)
Projekt Muzeum w drodze składa się z 21 interaktywnych sytuacji, które za pomocą instrukcji włączają osoby uczestniczące w działanie artystyczne i intelektualne. Instrukcja do „Sytuacji 1. Słowo za słowo” brzmi następująco: „Pomyśl o jednym dobrym słowie, które niesie pozytywne przesłanie. Napisz je na kamieniu i umieść w ogrodzie. Teraz możesz wziąć dobre słowo napisane przez inną osobę”. Na stole obok umieszczono skrzynkę z czystymi białymi kamieniami, a we wgłębieniu blatu wypełniony piaskiem kwadratowy „ogród” dla kamieni zapisanych.
Projekt przywodzi na myśl różne skojarzenia: z inskrypcjami wyrytymi w kamieniu, zwyczajem zabierania kamyka na pamiątkę pobytu w jakimś miejscu, a przede wszystkim pozwala przewartościować prawo talionu „oko za oko, ząb za ząb”, do którego nawiązuje tytuł pracy. Również wyrażenie „wymiana słów” nabiera w tym kontekście pozytywnego, dosłownego znaczenia daru. Powstające we wspólnym działaniu językowe lapidarium daje przyjemność doświadczenia słowa, które można poobracać w dłoni, ale w czasach banalności złej mowy – hejtu, fejku, propagandy – przypomina także, że słowa, jak kamienie, mają swój ciężar, więc posługiwać należy się nimi z roz-wagą.